Teraz czuje ze nic nie wiem... Gubie sie w swoich myslach i uczuciach... Nie wiem czy wogole stac mnie na uczucia... Calkowicie odizolowana myslowo od swiata wokol... Nie ujawniajaca na zewnatrz swojego prawdziwego ja... Jestem kameleonem potrafiacym dopasowac sie do kazdego srodowiska w jakim przebywam... Tylko po co? Nawet ja tego nie wiem... Czuje sie tak jakbym byla przez cale zycie aktorka wcielajaca sie w rozmaite role... Najczesciej w tragediach... Wciaz udaje... Nawet nie pamietam jaz jaka jestem naprawde... Nie pamietach o swoich swietosciach, idealach tylko gram... Jestem tym kim inni chca mnie widziec a nie kim chcialabym byc... Moje zycie jest jakby teatrem... Kazdy czlowiek wciela sie w rozmaite role w swoim marnym zywocie, ale czy to ma jakikolwiek sens? Przynajmniej ja go nie wiedze...
Wiec po co to robie? Po co udaje kogos kim nie jestem? Po co nieustannie zmieniam maski na mej twarzy? Po co staram sie osiagnac niemozliwe czyli pozostanie soba w stu procentach? Po co wogole zyje kilkoma zyciami naraz? Po co...
Mam wrezenie ze moje cialo zamieszkuje kilkadziesiat roznych osobowosci... Kazda kompletnie inna od poprzednich... Calkowicie wyzwolona kobieta wamp i zastraszona mala dziewczynka poszukujaca pomocy... Istota tryskajaca humorem i zamkniety w sobie flegmatyk... Takie sprzecznosci mozna by wymieniac w nieskonczonosc ale to nie ma sensu... Zawsze zastanawialam sie czy to mozliwe byc wielkim worem sprzecznosci ale teraz juz wiem ze to jest mozliwe. Kiedy patrze w lustro z obrzydzeniem widze za kazdym razem inna osobe... Moze dlatego nienawidze luster i staram sie ich unikac? By nie ogladac kazdej ze swych twarzy... Choc w sumie to o zadnej z nich nie moge powiedziec ze jest do konca moja...