Archiwum luty 2004, strona 1


lut 01 2004 Umarlam
Komentarze: 1

Co za wspanialy dzien... A wszystko zapowiadalo sie na mily koniec tygodnia... Ale jak zawsze cos musialo nie wyjsc... Wlasnie sie dowiedzialam co o mnie mysli moj ojciec... Jestem smieciem ktory nic dla nikogo nie znaczy... Jestem nikim... Niepotrzebnie ciagnie sie moje istnienie... Nic mi sie od zycia nie nalezy... Do niczego nie dojde... Rodzina faktycznie potrafi zalamac nawet najsilniejszego ducha... Moze i nie jestem najlepsza ale to chyba nie powod by mowic takie rzeczy... Nawet nie zdaje sobie teraz pewnie sprawy co przezywam teraz w srodku... Wlasnie zdeptano moje ego, utwierdzono mnie w przekonaniu ze jestem nikim... Gdy uslyszalam od niego te jakze bolesne slowa od razu siegnelam po kartke i napisalam wiersz... Nazwalam go "Dla ciebie, tatusiu"...

Moja dusza umiera
Spojrzenia ktore przebijaja mnie na wylot
Niczym setki nagich mieczy pokrytych krwia
Gesty ktore niszcza caly moj swiat
Niczym pietno wojny przyslaniajacej mi widoki na jutro
Slowa ktore zzeraja mnie od srodka
Niczym rak siejacy spustoszenie wsrod mych bliskich
Sprawiles ze poczulam ze jestem nikim.
Uswiadomiles ze nic dla ciebie nie znacze
Udowodniles ze nigdy mnie nie kochales
Pokazales ze zycie nie ma sensu
Chwycilam ze srebro i zglebilam je w sobie
Zlapalam biale kulki w dlon i poczulam je w sobie
Wzielam szklo i oproznilam je rozcienczajac krew
Osunelam sie bez pospiechu na ziemie
Zatracalam sie w ogarniajacej mnie nicosci
Czulam ulge ze to juz koniec
Odeszlam
Moja dusza umarla
Cialo wciaz zyje

Bardzo optymistyczne zakonczenie tygodnia nie powiem...

original : :
lut 01 2004 Zycie to teatr
Komentarze: 0

Teraz czuje ze nic nie wiem... Gubie sie w swoich myslach i uczuciach... Nie wiem czy wogole stac mnie na uczucia... Calkowicie odizolowana myslowo od swiata wokol... Nie ujawniajaca na zewnatrz swojego prawdziwego ja... Jestem kameleonem potrafiacym dopasowac sie do kazdego srodowiska w jakim przebywam... Tylko po co? Nawet ja tego nie wiem... Czuje sie tak jakbym byla przez cale zycie aktorka wcielajaca sie w rozmaite role... Najczesciej w tragediach... Wciaz udaje... Nawet nie pamietam jaz jaka jestem naprawde... Nie pamietach o swoich swietosciach, idealach tylko gram... Jestem tym kim inni chca mnie widziec a nie kim chcialabym byc... Moje zycie jest jakby teatrem... Kazdy czlowiek wciela sie w rozmaite role w swoim marnym zywocie, ale czy to ma jakikolwiek sens? Przynajmniej ja go nie wiedze...

Wiec po co to robie? Po co udaje kogos kim nie jestem? Po co nieustannie zmieniam maski na mej twarzy? Po co staram sie osiagnac niemozliwe czyli pozostanie soba w stu procentach? Po co wogole zyje kilkoma zyciami naraz? Po co...

Mam wrezenie ze moje cialo zamieszkuje kilkadziesiat roznych osobowosci... Kazda kompletnie inna od poprzednich... Calkowicie wyzwolona kobieta wamp i zastraszona mala dziewczynka poszukujaca pomocy... Istota tryskajaca humorem i zamkniety w sobie flegmatyk... Takie sprzecznosci mozna by wymieniac w nieskonczonosc ale to nie ma sensu... Zawsze zastanawialam sie czy to mozliwe byc wielkim worem sprzecznosci ale teraz juz wiem ze to jest mozliwe. Kiedy patrze w lustro z obrzydzeniem widze za kazdym razem inna osobe... Moze dlatego nienawidze luster i staram sie ich unikac? By nie ogladac kazdej ze swych twarzy... Choc w sumie to o zadnej z nich nie moge powiedziec ze jest do konca moja...

original : :